| Kolarstwo / Kolarstwo szosowe
W sobotę etapem wokół Nicei rozpoczęła się 107. edycja Tour de France. Pierwszego dnia było wyjątkowo dużo wypadków. Z tego powodu kolarze w pewnym momencie zwolnili, żeby uniknąć na zjazdach kolejnych kłopotów. – To była rzeź. 80 procent peletonu musiało leżeć w kraksach. Patrzyłeś dookoła i wszyscy mieli podarte koszulki – opowiadał zawodnik Astany Omar Fraile.
Spodziewano się, że na pierwszych etapach jak zwykle może być nerwowo. Ale chyba nikt przeczuwał, że dojdzie do aż tylu wypadków na trasie. Wszystko przez pogodę na Lazurowym Wybrzeżu. Kolarzom towarzyszył padający deszcz.
– Myślę, że problem polegał na tym, że nie padało tu dwa lub trzy miesiące. Wtedy masz taki dzień jak dziś. To spowodowało, że jechało się jak po lodzie. W większości grup, co najmniej połowa zespołu dziś leżała – ocenił Luke Rowe z ekipy INEOS-Grenadiers.
Caleb Ewan, Julian Alaphilippe, Giacomo Nizzolo, Paweł Siwakow, Thibaut Pinot, Nairo Quintana to tylko niektórzy kolarze, którzy ucierpieli tego dnia. Bardzo niebezpiecznie było szczególnie na zjazdach pełnych wody.
Leżał też m.in. zwycięzca niedawnych klasyków Strade Bianche i Mediolan-San Remo – Wout van Aert. – To było szaleństwo. Ja się przewróciłem przy 40 km/h. Wiedziałem, że nie powinienem hamować. Jednak ostatecznie musiałem to zrobić. I tak to się skończyło. Na szczęście nic sobie nie zrobiłem – powiedział znakomity Belg.
Kolarze w pewnym momencie na znak solidarności postanowili przed kolejnym trudnym zjazdem, że nie będą się ścigać i przejadą spokojnie najbliższe kilometry. Na czele znaleźli się kolarze Astany, którzy nieco przyśpieszyli. Po chwili ich lider Miguel Angel Lopez stracił panowanie nad rowerem i uderzył w przydrożny znak. Na szczęście nic kolumbijskiemu góralowi się nie stało.
Inne grupy po etapie robiły zarzuty kazachskiej ekipie.
– Nie chciałem przyśpieszać. Po po prostu chciałem narzucić tempo. Było bardzo niebezpiecznie. Jeśli dotykałeś hamulców, lądowałeś na ziemi – tłumaczył się Fraile, czyli jeden z kolarzy Astany. – To była jak jazda po mydle – dodał.
Przy tych problemach i tak wszystko skończyło się w miarę bez poważniejszych kontuzji. Największego pecha miało dwóch kolarzy. Obaj nie przystąpią do niedzielnego etapu. Jednym z nich jest Hiszpan Rafael Valls (Bahrain-McLaren), który z podejrzeniem złamanego obojczyka i urazem nogi trafił do szpitala. Drugim Niemiec John Degenkolb (Lotto Soudal).
Zwycięzca etapu Tour de Pologne z 2012 roku poważnie poturbował się w kraksie. Mimo to przez moment pomagał swojemu liderowi – znakomitemu sprinterowi Calebowi Ewanowi – dojechać do peletonu. Sam dotarł do mety, ale nie zmieścił się w limicie czasu (zabrakło mu trzech minut). I z tego powodu został wykluczony z wyścigu. "Wszystko dziś straciłem... Wypadek zniszczył moje marzenia... Zniszczył mój Tour już pierwszego dnia... To cholernie frustrujące, ale takie jest brutalna rzeczywistość kolarstwa" – napisał na Instagramie.
Jego grupa próbowała o zmianę decyzji, ale sędziowie byli niewzruszeni.
Pod koniec etapu doszło do kraksy, w której ucierpiał Pinot. Francuz z Groupama-FDJ, który przez wielu jest uważany za trzeciego faworyta do triumfu w całym wyścigu po Primożu Rogliciu (Jumbo-Visma) oraz Eganie Bernalu (INEOS), uniknął poważniejszych obrażeń. Niestety dla niego w niedzielę odbędzie się już pierwszy górski etap. I pewnie będzie odczuwał skutki sobotniego upadku.
Wszystko na to wskazuje, że problemy kolarzy wyniknęły ze zwyczajnego pecha. Według nieoficjalnych informacji, taki stan dróg spowodował pierwszy poważny deszcz w okolicach Nicei od długiego czasu w połączeniu z olejem silnikowym oraz używanymi na południu Francji środkami do mycia samochodów.
Na mecie ze zwycięstwa niespodziewanie cieszył się doświadczony Alexander Kristoff (UAE Team Emirates). – Mam 33 lata i czworo dzieci. Jednak mimo to odniosłem zwycięstwo na największym wyścigu na świecie. To może dać nadzieję wszystkim – powiedział Norweg, który tym samym na już na koncie cztery wygrane etapowe w Wielkiej Pętli (poprzednio w 2014 i 2018 roku).